sobota, 13 lipca 2013

bezsilność

          To był pierwszy dzień wiosny. Po bardzo mroźnej zimie można było dostrzec już gdzieniegdzie  przebiśniegi przedzierające się przez zmarzniętą ziemie. Tego dnia pogoda była naprawdę do kitu, przez cały dzień  padało, przestawało i tak na okrągło, ale przy moim mocnym charakterze nie byle mżawka mogła pokrzyżować mi plany.  Ubrałam gruby dres, założyłam słuchawki na uszy i żwawym krokiem ruszyłam do parku. Miałam obraną trasę którą biegałam bardzo często. Już po czterdziestu minutach mojego joggingu zaczęło się ściemniać. Była to dla mnie oznaka, że czas wracać do domu. powietrze było jednak  nie zwykle lekkie, a deszcz ustąpił wiec coś mnie skłoniło, aby przebiec jeszcze jedno duże kółko.
Wbiegałam na most, wyprowadzający mnie z parku, gdy spostrzegłam w oddali znaną mi sylwetkę i kurtkę mojego chłopaka, Marcina. Jednak coś mi tu nie pasowało... Po pierwsze - miał być teraz na urodzinach u kuzyna na drugim końcu miasta ,a po drugie - był ze swoja byłą dziewczyną. Ściągnęłam słuchawki z uszu i postanowiłam zobaczyć gdzie oni razem się wybierają, co zmusiło mnie do tak zwanego ‘śledzenia’ ich.
Dawno nie widziałam mojego chłopaka w tak dobrym humorze , w sumie 
 przez ostatnie kilka dni chodził struty. Tłumaczył się tym że nie idzie mu w szkole i nie rady poprawić zagrożeń bo ma ich za dużo..
Wracając ‘śledziłam’ ich tak przez dłuższą chwilę, chowając się za autami i drzewami.
W końcu zauważyłam ze zatrzymują się przy jednym z blokowisk.
         Wywnioskowałam, że ona tam mieszka, ponieważ zaczęli się żegnać. Całkiem przypadkiem usłyszałam  jak  powiedział jej  ze zadzwoni wieczorem na Skype żeby pogadać. Marcin uściskał ją na pożegnanie i... namiętnie pocałował. Przez chwile nie dowierzałam sama w to co zobaczyłam. Stanęłam nieruchomo, ale po minucie jak doszło do mnie, co się właściwie stało, wściekłam się.  Jednak  tylko na moment, bo zawsze towarzyszyła mi obojętność i zachowywałam zimną krew w najbardziej trudnych sytuacjach, a emocje nigdy nie ponosiły nade mną góry. Gdy on wpatrywał się jak jej wysuszona sylwetka znika w korytarzu podbiegłam do niego i zdzieliłam go w twarz. Stał nieruchomo, a ja obok niego. Nie odezwał się słowem,  tylko podniósł wzrok i popatrzył mi w oczy. Z jego miny mogłam odczytać satysfakcje, jakby był dumny z tego, czego ja przed momentem byłam świadkiem. Jeszcze jak ich ‘śledziłam’ miałam kilka wytłumaczeń na to, dlaczego razem spacerowali, ale po ich czułym pożegnaniu byłam już pewna ze coś jest między nimi ' na rzeczy'. W końcu wróciło mi moje opanowanie, które zawsze mi towarzyszyło, tylko teraz na chwile się ulotniło. Na pożegnanie powiedziałam mu ze nie ma u mnie, czego szukać i ze się nie znamy. Ubrałam słuchawki i ruszyłam do domu, starałam się już o nich nie myśleć, ale to nie dawało mi spokoju. Wykąpałam się i zadzwoniłam po przyjaciółkę. Poprosiłam żeby wzięła swoje rzeczy, kupiła jakieś tanie wino w sklepie na rogu, i u mnie zanocowała. Asia, bo tak miała na imię moja przyjaciółka, zgodziła się bez problemu. Przyszła za jakieś około trzydzieści minut, zaczęłyśmy sączyć wino i powiedziałam jej że od dziś jestem singielką. Nie chciało mi się opowiadać tej całej sytuacji, tylko przekazałam jej ze Marcin to dupek i dla mnie już nie istnieje. Nawet nie próbowała mnie pocieszać, bo ja już byłam w lekkim stanie upojenia, co mnie oczywiście nie satysfakcjonowało, wiec zostawiłam przyjaciółkę i zeszłam do nocnego po następne trunki. Około 23,gdy pękła kolejna butelka taniego wina, zadzwonił mój telefon. To Marcin prosił o rozmowę, chciał spotkać się ze mną i coś mi powiedzieć, umówiłam się z nim na następny dzień o 14 w parku, koło mostu. Chciałam mu wygarnąć wszystko i oddać pierścionek, który kupił mi pól roku wcześniej na urodziny. Byliśmy ze sobą półtora roku, a ja nigdy nie zapewniłam go o moich uczuciach, dlatego że nic nie czułam, wcale nie zależało mi na nim,byłam z nim tylko, dlatego ze długo o mnie zabiegał i był całkiem przystojny, a mnie samej brakowało kogoś obok.

                                                                                 ***
         Z Aśką byłyśmy trochę znudzone swoim towarzystwem, wiec postanowiłam ja namówić abyśmy gdzieś się wybrały, ona się opierała bo wiedziała że ja po alkoholu staje się bardziej towarzyska, zaczepiam wszystkich ludzi na ulicy... W sumie to racja, bo większość moich znajomych poznałam po pijaku. Po chwili proszenia udało mi się ja namówić, wiec lekko się podmalowałam i byłam gotowa. Chwiejnym krokiem wyszłyśmy ode mnie z domu i ruszyłyśmy w miasto.

 
Już pod moim blokiem spotkałyśmy dwóch całkiem przystojnych chłopaków,
. Postanowiłam do nich zagadać, i okazali się całkiem mili. Nazywali się Paweł i Adam. Byli od nas starsi, to było widać, ale nie pytałam wtedy o wiek.
Adam od razu wpadł mi w oko - był nie zwykle przystojnym brunetem miał ciemne oczy i bardzo męską sylwetkę. Paweł tez był przystojny, ale nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak jego kolega. Zaproponowałam żeby poszli z nami do jakiejś knajpy, bez oporów się zgodzili. Piliśmy, śmialiśmy się, nie chciałam już za dużo w siebie wlewać, wiec zamówiłam tylko piwo. I tak byłam wstawiona po tych dwóch winach, które wypiłyśmy wcześniej. Aśka za to piła na równi z chłopakami, widać było, że Paweł jej się spodobał. W pewnym momencie Adam zaproponował abyśmy przenieśli imprezie do nich do domu, bo wynajmowali razem mieszkanie, a my się zgodziłyśmy. Znowu padało.  Po drodze do ich domu chcieli pokazać nam swoje motory, Aśka strasznie się podnieciła, bo uwielbiała motocyklistów. Prosiła Pawła, żeby ją  przewiózł kawałek. Ja i Adam protestowaliśmy, bo obydwoje byli pod wpływem alkoholu. Ale Paweł kazał jej wsiąść.
Jechali bardzo szybko, a to stało się tak nagle... Paweł stracił panowanie nad pojazdem,  wpadł w poślizg i uderzyli w drzewo jakieś 100m od miejsca, w którym stałam ja i Adam. Jak tylko szybko było to możliwe p-odbiegliśmy do nich, motor był rozwalony, dymił się, a my  staliśmy w kałuży krwi i nie wiedzieliśmy, co się dzieje, Adam zaczął płakać jak dziecko. Ja, chociaż również byłam roztrzęsiona próbowałam zachować przynajmniej odrobinę roztropności i wyjęłam telefon. Od razu wykręciłam numer i już za chwilę połączyłam się z pogotowiem. Tłumaczyłam,  że zdarzył się wypadek. Dokładnie opisałam gdzie, i dodałam wtedy, że
 dwie osoby są ranne. Adam wyszarpał mi telefon i przez łzy krzyczał do mnie ‘ONI nie żyją, rozumiesz?Rozbili się,  nie trafia to do Ciebie?’ Odciągnął mnie kilka metrów od motoru i rozwalonego ciała jedynej osoby w moim życiu, której na mnie zależało.
Ukucnęłam obok niego i zaczęłam płakać razem z Nim, a bezsilność nie pozwalała nam nic zrobić. Mogliśmy tylko tak klęczęć i rozpaczać.  Za jakieś 20 minut przyjechała karetka i policja, a nas zabrali  ze sobą.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Mam nadzieje ze podoba Wam się to co pisze , jeśli macie jakieś zastrzeżenia, bądź cos wam się nie podoba, piszcie. Proszę żebyście byli wyrozumiali dla mnie ,bo to są dopiero moje początki.. Pozdrawiam :),

piątek, 12 lipca 2013

wstęp do mojego świata

Obojętność- to ona towarzyszyła mi od samego początku.. nigdy nie potrafiłam kochać, nigdy mi nie zależało, wszystkie zachowania i odruchu emocjonalne były udawane bo z pozoru byłam dobra aktorka. Przechodziłam obojętnie wobec cierpienia innych, to wszystko może wynikało z tego ze nigdy nie nauczono mnie miłości, moi 'rodzice' wyrywali mnie sobie z rak jak zabawkę, która tak naprawdę nigdy nie była im do niczego potrzebna, przecież mieli swoje rodziny ja byłam tylko owocem ich nie przemyślanego romansu, a oni się z tym wcale nie ukrywali, jako dziecko słyszałam kilkakrotnie słowa ' Ciebie powinno tu nie być'. Matka powiedziała mi kiedyś ze wcale nie miałam się urodzić, to chore ,ale ich słowa  nigdy mnie jakoś szczególnie nie dotknęły, bo w ogóle  nie zależało mi na nich i nigdy ich nie kochałam.
Traktowałam ich raczej jak skarbonkę byli mi potrzebni do tego ,abym mogła prowadzić sobie ‘normalnie’ życie i żebym nie musiała się o nic martwic, wiem ze chociaż tyle mi sie od nich nalezalo.
Od zawsze byłam sama i świetnie sobie radziłam z problemami , nawet nie dzieliłam się  nimi z najlepsza przyjaciółką i chłopakiem, im tez nigdy nie ufałam.. nie potrafiłam.Od  szesnastego roku życia mieszkam sama ojciec z matka kupili mi mieszkanie, opłacali je i dawali mi dużą ilość gotówki , w pełni starczało mi  na prowadzenie jednoosobowego gospodarstwa domowego, markowe ciuchy i imprezy, znajomi zawsze mi zazdrościli, ale prawda jest taka ,ze jeśli miałabym, wybierać pomiędzy takim życiem jak moje ,a pomiędzy ciepłym kącikiem i domowym ogniskiem z kochającą rodzina wybrałabym raczej te druga opcje, chociaż nigdy nie miałam takiego wyboru. Starałam się być usatysfakcjonowana swoim aktualnym życiem.